– No dobrze, wyjdziesz za niego i co
potem? – zapytała Joanna siedząc obok Magdy na łóżku w jej pokoju.
– Rozwiodę się z nim i dostanę połowę
majątku – odpowiedziała beztrosko Magda. – No, chyba że będzie łaskaw wcześniej
wykitować. W końcu ma prawie sześćdziesiąt lat. Może dostanie zawału albo coś.
– A co na to Tomek?
– Powiedział, że za te pieniądze
wyjedziemy potem do ciepłych krajów.
– No nie wiem, nie jestem przekonana.
– Daj spokój! To się nie może nie udać.
– Twój ojciec cię chyba zabije, jak się
dowie.
– A co on mi może zrobić? Jestem
pełnoletnia.
– Jak jesteś taka pełnoletnia, to idź do
sklepu i kup mi fajki. Powiedziałam, że zostawiłam dowód w samochodzie.
***
Dario siedział przy stole i nalewał sobie
właśnie kolejną szklankę wina. Oprócz niego w ciemnym, obskurnym mieszkaniu nie
było teraz nikogo. Rozległo się pukanie do drzwi. Mężczyzna wstał trzymając
szklankę w ręce i poszedł otworzyć.
– Tomek! Nareszcie jesteś – powitał
gościa. – Wchodź, wchodź! Co masz dla mnie nowego?
Chłopak wszedł do środka i rozejrzał się
po pokoju. Na stole stały dwie puste butelki wina i jedna w połowie pełna.
– Tata mi mówił, że złapali zamachowca –
powiedział.
– Kurwa mać! I cały plan szlag trafi!
– Spokojnie, to chyba jakiś wariat.
Zresztą jest tylko jeden, a podobno było ich kilku.
– Wariat? Oczywiście, że trzeba być,
kurwa, wariatem, żeby strzelać do czterdziestu osób! Co im powiedział?
– Nie wiem.
Dario wypił wino jednym haustem i rzucił
szklanką przez pokój, aż rozbiła się o ścianę.
– Wypytaj ojca o wszystko, jak tylko się
z nim zobaczysz. Powiedz, że, nie wiem, potrzebne ci to do szkoły czy coś.
– Ja już nie chodzę do szkoły.
– To, kurwa, nie wiem, wymyśl coś, mądry
chłopak jesteś! A teraz idź już, muszę chwilę pomyśleć.
Mężczyzna usiadł na krześle i ukrył
twarz w dłoniach. Tomek ostrożnie wycofał się, wyszedł i cicho zamknął za sobą
drzwi.
***
– Proszę tędy.
Agent ABW poprowadził Borowskiego do
pokoju przesłuchań. Klonowic szedł za nimi. Przed wejściem do środka detektyw
przystanął przy szybie, przez którą widać było siedzącego wewnątrz człowieka
skutego w kajdanki. Miał na sobie brudny, różnokolorowy dres, na głowie zaś –
podarty kapelusz. Jego długa siwa broda była zmierzwiona i skołtuniona. Piotr
rozpoznał go od razu. To był mężczyzna, którego widział we śnie w noc zamachu i
który pojawił się później na nagraniach z kamer bezpieczeństwa.
Po chwili wahania Borowski wszedł do
pokoju przesłuchań. Usiadł naprzeciwko bacznie obserwującego go starca.
– Witaj, Piotrze – odezwał się pierwszy
bezdomny.
– Skąd pan wie, jak się nazywam?
– Nie pamiętasz mnie?
– Przykro mi, nie kojarzę pana.
– To nic, minęło dużo czasu. Miałeś
prawo zapomnieć.
– Kim pan jest? Jak się pan nazywa?
– Edward Wąsowski. Nie kojarzysz?
– Niestety, w ogóle. Nie przypominam
sobie żadnego Edwarda Wąsowskiego. Ale chyba nie jesteśmy tu po to, żeby
wspominać dawne czasy?
– Nie, oczywiście, że nie.
– Chciał mi pan coś powiedzieć.
– To ja ich zabiłem.
– Sam pan to zrobił? Zastrzelił pan
czterdzieści osób?
– Pewnie, że nie. Miałem wspólników.
– Ilu?
– Sześciu, którzy strzelali, i jednego,
który nie strzelał.
– A co robił?
– Przyprowadził ich do nas.
– Kim byli pana wspólnicy?
– Nie czytał pan gazety?
– Jakiej gazety?
– Tej, którą panu zostawiłem na wycieraczce.
– Był pan u mnie w mieszkaniu?
Starzec zaśmiał się.
– Nieraz.
Borowski wytarł spocone dłonie o spodnie
i poluzował sobie kołnierzyk pod szyją.
– Dlaczego ich zabiliście?
– Ta ofiara była konieczna.
– Ofiara?
– Potwór musi zostać pokonany.
– Jaki potwór? O czym pan mówi?
– Demon! Diabeł! Gdyby nie ta ofiara,
już by zatriumfował!
– Co pan mi tu pierdoli?
– Znajdź Redaktora, on ci wszystko
wyjaśni.
Borowski zerwał się z krzesła i wyszedł
zdenerwowany bredniami, jakie wygadywał bezdomny.
– Znajdź go! – wołał za nim starzec.
Detektyw zamknął za sobą drzwi, oparł
się o ścianę i wziął głęboki oddech.
– Mówiłem, że wariat – stwierdził
Marecki, który wraz z Klonowicem przysłuchiwał się rozmowie przez interkom.
– Jeśli pan pozwoli, chciałbym już
wrócić do domu – powiedział Piotr, po czym pożegnał się i wyszedł z Klonowicem.
***
Borowski wszedł do mieszkania i zapalił
światło. Klonowic zamknął za nim drzwi. Na kuchennym stole nadal leżała
tajemnicza gazeta. Detektyw wziął ją do ręki i przeczytał ponownie artykuł o
zamachu.
– Nic tu nie ma o żadnych wspólnikach –
stwierdził.
Przekartkował jeszcze raz gazetę i
zajrzał do stopki redakcyjnej.
– Jest podany adres redakcji. Pojedziemy
tam jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz