– Jalla!
Wielbłąd zatrzymał się w miejscu i ani
myślał iść dalej, mimo ostrych uderzeń nahaja. Cała karawana stanęła za nim.
Beduini zaczęli krzyczeć i poganiać zwierzęta, jednak nie przynosiło to żadnego
skutku. Wielbłądy ryczały i przestępowały w miejscu z nogi na nogę, ale nie
chciały pójść naprzód.
Stary Beduin, który jechał na czele,
wypatrzył coś wystającego z piasku nieopodal. Krzyknął do młodego chłopaka
usilnie starającego się zmusić wierzchowca do dalszej jazdy, a ten zeskoczył na
ziemię i poszedł przyjrzeć się wskazanej przez starca rzeczy. Ze złocistego piasku
sterczały trzy ludzkie palce. Skóra na nich była spieczona i popękana od
słońca.
Młodzieniec zawołał swoich towarzyszy,
którzy prędko zeskoczyli z wielbłądów i zaczęli odgarniać piach. Po chwili
wynurzyła się poczerniała głowa na oko kilkunastoletniego chłopca.
***
Borowski odwiózł Klonowica do hotelu, w
którym wynajęto pokój agentowi Mosadu.
– Spróbuję się skontaktować ze szkołą
tych dzieciaków – powiedział Uri wysiadając z samochodu. – Może Liwni już
wróciła do Izraela.
– Dobra – odparł detektyw. – Ja skoczę
jeszcze na komisariat i jadę do domu. Na razie!
***
– Gdzie ty się znowu szlajasz? – zapytał
syna Marecki wkładając marynarkę. – Chyba ci mówiłem, że masz siedzieć w domu?
Tomek zamknął za sobą drzwi, ściągnął
buty i cisnął je gdzieś w kąt.
– Byłem tylko na chwilę na dole…
Wychodzisz gdzieś?
– Tak, muszę jechać do pracy.
– Coś się stało?
– Podobno się czegoś dowiedzieli o tej
wycieczce.
– A czego?
– Tomek, nie mam teraz czasu. Cześć,
zamknij za mną.
***
Magda rozglądała się po sali lekko
zakłopotana. Przed nią na talerzu leżał homar, a ona zupełnie nie wiedziała,
jak ma go zjeść, żeby nie wyjść na nieokrzesaną.
– Słuchaj, skarbie… – odezwał się Radek.
– Tak?
– Wiem, że to trochę szybko… Bo w końcu
nie znamy się zbyt długo… Ale wiesz, ja już mam swoje lata i…
– Co takiego?
– A niech to!
Mężczyzna zerwał się gwałtownie z
krzesła, stanął przed Magdą, przyklęknął, wyjął z kieszeni marynarki maleńkie
pudełeczko i zapytał, prezentując złoty pierścionek z wielkim brylantem:
– Wyjdziesz za mnie?
Twarz Magdy wykrzywiła się w dziwnym
grymasie, łączącym w sobie zażenowanie jego desperackim gestem i zachwyt nad
błyszczącym klejnotem. Nie spodziewała się, że tak szybko i łatwo jej pójdzie.
Znowu spojrzała po sali. Większość gości zwrócona była w ich stronę i czekała w
niemniejszym niż Radek napięciu na jej odpowiedź.
– Tak – powiedziała matowym, pozbawionym
emocji głosem.
***
– Co jest?
Marecki wszedł do biura, gdzie czekał na
niego kolega z ABW.
– Właściwie to chyba niepotrzebnie cię
wzywałem – powiedział mężczyzna. – To jakiś wariat.
– Ale co mówił?
– Twierdzi, że to on jest zamachowcem.
Coś tam jeszcze pieprzył, jakiś metafizyczny bełkot.
– Jak go znaleźliście?
– Sam podszedł do patrolu w tym parku,
gdzie był zamach. Przysłali go od razu do nas.
– Dobra, muszę sam go zobaczyć.
Marecki wszedł do pokoju przesłuchań,
gdzie siedział brodaty bezdomny w zszarganym kolorowym ubraniu.
***
Borowski kupił watę cukrową i stanął pod
sięgającym nieba diabelskim młynem.
– Tato, idę na karuzelę! – zawołała jego
córka i zaraz zniknęła w tłumie.
Detektyw rozejrzał się po wesołym
miasteczku. Pod domem strachów wypatrzył znajomą twarz. Podszedł się przywitać.
– Doktorze Klonowic! Co pan robi w
wesołym miasteczku?
Uri Klonowic miał na sobie lekarski
kitel.
– Podobno mają tutaj niesamowity dom
strachów – odpowiedział. – Wejdzie pan ze mną?
– Bardzo chętnie.
Weszli do baraku, na którym wymalowane
były duchy, szkielety i inne straszydła.
Znaleźli się w pomieszczeniu
przypominającym pokój hotelowy z dwoma łóżkami. Na jednym z nich siedzieli obok
siebie mężczyzna i kobieta.
– To moi znajomi – rzekł doktor
Klonowic. – Riwka Blumsztajn i Adam Hanoch.
– Słyszał pan o tym zamachu na wycieczkę
z Izraela? – zapytała Riwka. – Podobno straszna masakra. Dobrze, że mnie tam
nie było, bo pewnie bym zginęła.
Zapadła cisza. Kobieta siedziała
machając nogami w powietrzu, a jej towarzysz drapał się po głowie.
– Podobno Beduini na pustyni mają ciekawe
życie – przerwał milczenie Adam. – Na pustyni można znaleźć ciekawe rzeczy.
– Lubi pan taniec? – zapytała
Blumsztajn. – Nasza koleżanka Chawa bardzo lubi taniec. Uri, włącz jakąś
muzykę.
Klonowic podszedł do stojącej w kącie
wieży stereo.
– Nie działa – stwierdził przycisnąwszy
kilka guzików.
– Działa – odparła kobieta. – Tylko
musisz nastawić odpowiednią piosenkę.
Uri pomajstrował coś jeszcze przy
urządzeniu, a po chwili ryknęła z niego muzyka: Ha-balada al Ari we-Derczi!
– Musi pan wstać – powiedział do
Borowskiego.
Piotr przysiadł się do Riwki i Adama,
wciągnął głośno powietrze nosem i spytał:
– Przepraszam, co tu tak śmierdzi?
– Nie wiem – odpowiedziała Blumsztajn. –
Zawsze tak śmierdzi.
Klonowic tym czasem objął drugie łóżko
rękami, podniósł je, jakby było zrobione z kartonu, i przestawił w inne
miejsce. Następnie zerwał wykładzinę z podłogi i wyszło spod niej dwóch
chłopców. Stanęli na środku pokoju, ukłonili się, po czym wzięli się za ręce i
zaczęli tańczyć.
Tańczyli tak dłuższą chwilę, wykonując
najprzeróżniejsze, skomplikowane figury.
– Ech
sze-hem rokdim ze meszagea! – Adam powtarzał słowo piosenki, którą grała
wieża. – To, jak oni tańczą, jest niesamowite!
Następny odcinek
Następny odcinek
świetna grafika. czyja?
OdpowiedzUsuńWszystkie ilustracje do serialu, z wyjątkiem tych do odcinków szóstego i ósmego, są autorstwa Konrada Kawskiego.
Usuń