Borowski otworzył drzwi do pokoju Adama
Hanocha kluczem, który dostał na recepcji, i wszedł do środka, a Klonowic za
nim. Po podłodze, na łóżku, na krzesłach i szafkach walały się porozrzucane
rzeczy lokatora.
– Ciężko będzie coś znaleźć w tym
pierdolniku – stwierdził detektyw zapalając światło.
Piotr zajął się przegrzebywaniem sterty
ubrań leżących na fotelu, a Uri w tym czasie zaglądał do szafek.
W kieszeni którejś z bezładnie rzuconych
par spodni Borowski znalazł kartkę. Coś na niej było napisane po hebrajsku.
– Uri, możesz to przeczytać? – zapytał
detektyw podając kartkę koledze.
Klonowic wziął ją do ręki i zaczął
tłumaczyć:
– "Drogi Adamie… strasznie mi
ciężko, ale muszę powiedzieć ci to… zrobiłam test… jestem w ciąży… mam
nadzieję, że rzucisz Riwkę i będziemy razem… już na zawsze… twoja Ruti".
– No proszę, pan Hanoch zrobił komuś
dziecko – skwitował Piotr. – Ciekawe, co to za Ruti?
– Dowiemy się, jak go przesłuchamy –
odparł Uri szperając w szufladach biurka. – A to co?
Agent Mosadu wyciągnął z szuflady
pistolet.
– Nabity.
– No to ci dopiero heca. Ciekawe, jak
pan Hanoch się z tego wszystkiego wytłumaczy.
***
– Cholera, w ogóle się nie uczyłam –
powiedziała brązowowłosa dziewczyna siadając w ławce obok Magdy. – Ej, może
przełożymy kartkówkę? – zapytała odwracając się do reszty klasy.
– Tak, przełóżmy! – odezwały się głosy z
tylnych rzędów.
– To kto mówi?
– Krzysiek niech mówi, bo jest
przewodniczącym!
– No dobra, mogę powiedzieć.
– A ja nie chcę przekładać! – zaoponował
pryszczaty chłopak z pierwszej ławki. – Wczoraj się całą noc uczyłem i chcę
napisać tę kartkówkę.
– Zamknij się, Marek – uciszyła go
brązowowłosa. – Ty tu masz najmniej do gadania.
Dziewczyna spojrzała na Magdę. Na jej
palcu błyskał wielki, autentyczny brylant.
– Jezu, Magda! – powiedziała
brązowowłosa teatralnym szeptem. – Skąd to masz?
– Później ci powiem.
– Tomek ci się oświadczył? Boże, ale
skąd… No, powiedz!
– Później, Aśka, później.
***
Klonowic wszedł do pokoju przesłuchań,
gdzie siedzieli już Riwka Blumsztajn i Adam Hanoch. Tymczasem za lustrem
weneckim stał detektyw Borowski obserwując ich, chociaż nie rozumiał ani słowa.
– Nie możecie nas tak przetrzymywać – na
wstępie zaprotestował Hanoch. – Jesteśmy obywatelami Izraela.
– Dobrze się składa, bo ja jestem izraelskim
agentem – odpowiedział Uri. – Proszę mi jeszcze raz powiedzieć, gdzie państwo
byli i co robili w czasie strzelaniny?
– Mówiliśmy już panu, byliśmy
kilkanaście metrów dalej i rozmawialiśmy.
– O czym?
– To prywatna sprawa.
– Może o tym? – Klonowic rzucił na stół
list znaleziony w pokoju hotelowym Adama. Mężczyzna zdziwił się, Riwka
odwróciła wzrok.
– Tak – odburknął w końcu Hanoch.
– Kim jest Ruti? – pytał dalej agent
Mosadu.
– To jakaś dziewczyna.
– Tyle się domyśliłem, niech pan nie
robi ze mnie debila! Kto to jest? Nazwisko!
– Ruti Kaufman. Nasza podopieczna –
odpowiedziała za niego Blumsztajn. – Zginęła w strzelaninie.
Klonowic przypomniał sobie informację o
dziewczynie w drugim miesiącu ciąży.
– Czyli miał pan romans z uczennicą –
stwierdził. – I to jeszcze przed wyjazdem.
– Tak – przyznał się Adam.
– To wielki wstyd – powiedział Uri – Ale
czy większy niż zamordowanie prawie czterdziestki niewinnych dzieci?
– Co takiego?
– To znaleziono w pana pokoju – Klonowic
położył na stół pistolet zapakowany w plastikowy woreczek. – Kaliber zgadza się
z częścią kul wyjętych z ciał.
– Nie mam pojęcia, skąd to się wzięło!
– Jesteśmy oskarżeni – przestraszyła się
Riwka. – Chyba nie myśli pan…
– Myślę, że zamordowaliście te
dzieciaki, żeby ukryć swoje świństewka. Gdzie jest reszta broni? Kto wam
pomagał?
– Nie wiem, o czym pan mówi! – zarzekał
się Hanoch.
– Gdzie jest Chawa Liwni? Mamy jeszcze
raz przeszukać wasze pokoje? Znajdziemy kolejne trupy pod podłogą?
– Nie mogę w to uwierzyć! – kobieta
zaczęła płakać.
– Co zwłoki Chafniego i Pinchasa
Riwlinów robiły pod podłogą u was w pokoju?
– Nie wiem, nie wiem, nie wiem… –
odpowiadał Adam, cały pobladły. – My jesteśmy niewinni…
Borowski przyglądał się tej scenie zza
szyby. Niczego nie rozumiał z rozmowy, ale domyślał się, o co pytał Klonowic.
– Piotrek – zawołał detektywa łysiejący
kolega z komisariatu. – Marecki z ABW do ciebie.
Piotr wyszedł z pokoju, a na zewnątrz
czekał na niego Marecki w towarzystwie innego agenta w garniturze.
– Mamy człowieka, który twierdzi, że to
on strzelał – powiedział na powitanie. – Niestety, to chyba wariat, ale koniecznie
chce rozmawiać z panem.
– Co mówił?
– Bredził tylko jakieś okultystyczne
farmazony. Nie chce rozmawiać o zamachu z nikim, oprócz pana. Prawdopodobnie
jakiś bezdomny świr chce tylko mieć nocleg za darmo, ale wie pan, jak jest.
– Bezdomny, mówi pan?
– Przynajmniej wygląda na takiego.
– Dobra, już się zbieram.
Tymczasem Riwka płakała i zakrywała
twarz dłońmi, Adam bezmyślnie gapił się w podłogę, a Klonowic bębnił palcami o
blat stołu, czekając na odpowiedzi, chociaż zdawał sobie sprawę, że
najprawdopodobniej ich nie uzyska.
– Uri, kończ przesłuchanie – odezwał się
Borowski przez interkom. – Musimy jechać. Teraz.
Następny odcinek
Następny odcinek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz