piątek, 26 września 2014

8 - odcinek 9.



Borowski otworzył drzwi do pokoju Adama Hanocha kluczem, który dostał na recepcji, i wszedł do środka, a Klonowic za nim. Po podłodze, na łóżku, na krzesłach i szafkach walały się porozrzucane rzeczy lokatora.
– Ciężko będzie coś znaleźć w tym pierdolniku – stwierdził detektyw zapalając światło.
Piotr zajął się przegrzebywaniem sterty ubrań leżących na fotelu, a Uri w tym czasie zaglądał do szafek.
W kieszeni którejś z bezładnie rzuconych par spodni Borowski znalazł kartkę. Coś na niej było napisane po hebrajsku.

– Uri, możesz to przeczytać? – zapytał detektyw podając kartkę koledze.
Klonowic wziął ją do ręki i zaczął tłumaczyć:
– "Drogi Adamie… strasznie mi ciężko, ale muszę powiedzieć ci to… zrobiłam test… jestem w ciąży… mam nadzieję, że rzucisz Riwkę i będziemy razem… już na zawsze… twoja Ruti".
– No proszę, pan Hanoch zrobił komuś dziecko – skwitował Piotr. – Ciekawe, co to za Ruti?
– Dowiemy się, jak go przesłuchamy – odparł Uri szperając w szufladach biurka. – A to co?
Agent Mosadu wyciągnął z szuflady pistolet.
– Nabity.
– No to ci dopiero heca. Ciekawe, jak pan Hanoch się z tego wszystkiego wytłumaczy.

***

– Cholera, w ogóle się nie uczyłam – powiedziała brązowowłosa dziewczyna siadając w ławce obok Magdy. – Ej, może przełożymy kartkówkę? – zapytała odwracając się do reszty klasy.
– Tak, przełóżmy! – odezwały się głosy z tylnych rzędów.
– To kto mówi?
– Krzysiek niech mówi, bo jest przewodniczącym!
– No dobra, mogę powiedzieć.
– A ja nie chcę przekładać! – zaoponował pryszczaty chłopak z pierwszej ławki. – Wczoraj się całą noc uczyłem i chcę napisać tę kartkówkę.
– Zamknij się, Marek – uciszyła go brązowowłosa. – Ty tu masz najmniej do gadania.
Dziewczyna spojrzała na Magdę. Na jej palcu błyskał wielki, autentyczny brylant.
– Jezu, Magda! – powiedziała brązowowłosa teatralnym szeptem. – Skąd to masz?
– Później ci powiem.
– Tomek ci się oświadczył? Boże, ale skąd… No, powiedz!
– Później, Aśka, później.

***

Klonowic wszedł do pokoju przesłuchań, gdzie siedzieli już Riwka Blumsztajn i Adam Hanoch. Tymczasem za lustrem weneckim stał detektyw Borowski obserwując ich, chociaż nie rozumiał ani słowa.
– Nie możecie nas tak przetrzymywać – na wstępie zaprotestował Hanoch. – Jesteśmy obywatelami Izraela.
– Dobrze się składa, bo ja jestem izraelskim agentem – odpowiedział Uri. – Proszę mi jeszcze raz powiedzieć, gdzie państwo byli i co robili w czasie strzelaniny?
– Mówiliśmy już panu, byliśmy kilkanaście metrów dalej i rozmawialiśmy.
– O czym?
– To prywatna sprawa.
– Może o tym? – Klonowic rzucił na stół list znaleziony w pokoju hotelowym Adama. Mężczyzna zdziwił się, Riwka odwróciła wzrok.
– Tak – odburknął w końcu Hanoch.
– Kim jest Ruti? – pytał dalej agent Mosadu.
– To jakaś dziewczyna.
– Tyle się domyśliłem, niech pan nie robi ze mnie debila! Kto to jest? Nazwisko!
– Ruti Kaufman. Nasza podopieczna – odpowiedziała za niego Blumsztajn. – Zginęła w strzelaninie.
Klonowic przypomniał sobie informację o dziewczynie w drugim miesiącu ciąży.
– Czyli miał pan romans z uczennicą – stwierdził. – I to jeszcze przed wyjazdem.
– Tak – przyznał się Adam.
– To wielki wstyd – powiedział Uri – Ale czy większy niż zamordowanie prawie czterdziestki niewinnych dzieci?
– Co takiego?
– To znaleziono w pana pokoju – Klonowic położył na stół pistolet zapakowany w plastikowy woreczek. – Kaliber zgadza się z częścią kul wyjętych z ciał.
– Nie mam pojęcia, skąd to się wzięło!
– Jesteśmy oskarżeni – przestraszyła się Riwka. – Chyba nie myśli pan…
– Myślę, że zamordowaliście te dzieciaki, żeby ukryć swoje świństewka. Gdzie jest reszta broni? Kto wam pomagał?
– Nie wiem, o czym pan mówi! – zarzekał się Hanoch.
– Gdzie jest Chawa Liwni? Mamy jeszcze raz przeszukać wasze pokoje? Znajdziemy kolejne trupy pod podłogą?
– Nie mogę w to uwierzyć! – kobieta zaczęła płakać.
– Co zwłoki Chafniego i Pinchasa Riwlinów robiły pod podłogą u was w pokoju?
– Nie wiem, nie wiem, nie wiem… – odpowiadał Adam, cały pobladły. – My jesteśmy niewinni…
Borowski przyglądał się tej scenie zza szyby. Niczego nie rozumiał z rozmowy, ale domyślał się, o co pytał Klonowic.
– Piotrek – zawołał detektywa łysiejący kolega z komisariatu. – Marecki z ABW do ciebie.
Piotr wyszedł z pokoju, a na zewnątrz czekał na niego Marecki w towarzystwie innego agenta w garniturze.
– Mamy człowieka, który twierdzi, że to on strzelał – powiedział na powitanie. – Niestety, to chyba wariat, ale koniecznie chce rozmawiać z panem.
– Co mówił?
– Bredził tylko jakieś okultystyczne farmazony. Nie chce rozmawiać o zamachu z nikim, oprócz pana. Prawdopodobnie jakiś bezdomny świr chce tylko mieć nocleg za darmo, ale wie pan, jak jest.
– Bezdomny, mówi pan?
– Przynajmniej wygląda na takiego.
– Dobra, już się zbieram.
Tymczasem Riwka płakała i zakrywała twarz dłońmi, Adam bezmyślnie gapił się w podłogę, a Klonowic bębnił palcami o blat stołu, czekając na odpowiedzi, chociaż zdawał sobie sprawę, że najprawdopodobniej ich nie uzyska.
– Uri, kończ przesłuchanie – odezwał się Borowski przez interkom. – Musimy jechać. Teraz.

Następny odcinek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz