Klonowic przeszedł obok osiedlowego
trzepaka, o który opierało się dwóch chłopaków palących papierosy.
– Co tam, Szyja? – zapytał jeden z nich.
– Wczoraj nas psiarscy zgarnęli pod
blokiem z browarem – odpowiedział ten bardziej przysadzisty. – Stówę na łeb nam
dojebali!
– W chuj dużo!
Uri obejrzał się tylko na nich i poszedł
dalej. Stanął przy domofonie i uświadomił sobie, że nie zna numeru mieszkania,
do którego chciał się dostać, toteż przytrzymał grzecznie drzwi wychodzącej z
bloku staruszce i wślizgnął się do środka. Wspinał się po schodach, pokonując
kolejne piętra, aż odnalazł drzwi z tabliczką z nazwiskiem Borowski. Zauważył
leżącą na wycieraczce gazetę, więc podniósł ją i nacisnął przycisk dzwonka. Po
chwili otworzył mu Piotr, ubrany w szlafrok.
– Cześć, mogę wejść?
– Jasne.
Detektyw zaprosił gościa do środka.
– Gazeciarz zostawił to na wycieraczce –
powiedział Klonowic podając Borowskiemu gazetę.
– Jaki gazeciarz?
– Nie wiem, nie widziałem. Jak
przyszedłem, to już leżała.
– W Polsce nie ma gazeciarzy, którzy
przynoszą ci gazety do domu. Przynajmniej ja nie zamawiałem takiej usługi. Co
to w ogóle jest? "Życie Stolicy"? Pierwsze słyszę o takiej gazecie.
Piotr przyjrzał się gazecie. MARTWI WRACAJĄ DO ŻYCIA – głosił
nagłówek na pierwszej stronie. Co to za bzdury? – pomyślał detektyw i zaczął
przeglądać kolejne strony. Gdy dotarł do ostatniej, przeczytał na głos:
– ZAMACH
W WARSZAWIE. Dziś wieczorem doszło do krwawego zamachu na wycieczkę z Izraela. W
brutalnej strzelaninie zginęło trzydzieścioro sześcioro dzieci oraz ochroniarz
wycieczki. Pozostałych ośmioro dzieci zaginęło. Trwają poszukiwania sprawców –
spojrzał znowu na pierwszą stronę. – Ta gazeta wyszła w dzień zamachu!
– Albo ktoś sobie robi głupie żarty –
niedowierzał Uri.
– I tak trzeba będzie to sprawdzić –
Borowski położył gazetę na stole i zmienił temat: – Właśnie jem śniadanie,
poczęstujesz się?
– Chętnie, od rana nic nie jadłem –
Klonowic podszedł do kuchenki, gdzie stała patelnia z jajecznicą z szynką, i
nałożył sobie sporą porcję na talerz, po czym usiadł przy stole i zaczął jeść.
– Uri, przepraszam, że pytam… – odezwał
się Piotr. – Ale czy to jest koszerne?
– W chuj niekoszerne.
– Aha.
Na chwilę zapadło milczenie.
– Usłyszałem ten zwrot pod twoim blokiem
– powiedział w końcu Uri z ustami pełnymi jajecznicy. – Dobrze go użyłem?
– W chuj dobrze.
Skończyli jeść. Borowski wstawił talerze
do zlewu, nalał kawy do kubków i zapytał:
– Pamiętasz tę piosenkę, którą mi
puściłeś wtedy w samochodzie?
– Ehm.
– O czym ona jest?
Klonowic zaczął sobie podśpiewywać pod
nosem, zastanowił się chwilę i odpowiedział:
– O takich dwóch maszkarach, które
wychodzą w nocy spod podłogi i tańczą. To chyba były duchy czy coś.
Detektyw zerwał się z miejsca jak
oparzony.
– Co się stało? – zawołał Uri.
– Jedziemy do Hanocha i Blumsztajn!
***
– Magda!
Dziewczyna obróciła się i zobaczyła
biegnącego w jej stronę Tomka.
– Dlaczego w ogóle się do mnie nie
odzywasz? Nadal jesteś zła?
– A, nie, już mi przeszło.
Chłopak pocałował ją i złapał ją za
rękę. Wyczuł coś dziwnego w dotyku.
– Co ty masz na palcu?
– Radek mi się oświadczył – odparła nie
patrząc na niego.
– Tak szybko?
– Co, coś ci nie pasuje? Taki był plan!
– No tak, ale mogłaś mi powiedzieć.
– Nie było kiedy. Dobra, na razie,
śpieszę się do szkoły.
– Odprowadzę cię.
– Nie trzeba. Cześć.
***
– Proszę wejść!
Borowski i Klonowic weszli do pokoju
hotelowego. Nieprzyjemny zapach, który czuli przy pierwszej wizycie, teraz
nasilił się tak, że od razu uderzał w nozdrza. Na jednym z łóżek siedzieli obok
siebie Adam Hanoch i Riwka Blumsztajn.
– Dzień dobry – przywitał się detektyw.
– Dzień dobry – odpowiedziała Riwka.
Hanoch skinął tylko głową.
– Jeśli państwo pozwolą, rozejrzelibyśmy
się po pokoju.
– A czy do tego nie jest potrzebny
nakaz? – spytała kobieta.
– Oczywiście, możemy czekać na nakaz –
odparł Borowski. – Ale chyba woleliby państwo mieć to jak najszybciej za sobą,
prawda?
– A można wiedzieć, czego panowie
szukają?
– Chodzi nam głównie o rzeczy pani
Liwni.
– Ale przecież jej tu nie ma. Zabrała
swoje rzeczy ze sobą.
– To jest jej łóżko? – zapytał Borowski
nie zważając na uwagę Riwki.
– Tak – odpowiedziała kobieta i zaczęła
mu się przyglądać w milczeniu.
– Uri, pomóż mi.
Piotr i Uri podeszli do pustego łóżka,
chwycili je z dwóch stron i przenieśli w inne miejsce. Następnie detektyw
przyklęknął na podłodze w miejscu, gdzie wcześniej stał mebel, wyjął z kieszeni
scyzoryk, rozciął wykładzinę i oderwał spory jej płat. Wszyscy zdziwili się,
widząc klapę w podłodze.
– Nie wiedziałam o tej klapie –
powiedziała zdumiona Blumsztajn. – Skąd pan o niej wiedział?
– Domyśla się pani, co może tam być? –
spytał Borowski.
– Nie mam pojęcia.
Detektyw podważył klapę scyzorykiem i
otworzył ją. Nagle z dziury w podłodze buchnął niewyobrażalny smród. Piotr
zasłonił usta i nos dłonią, a Riwka krzyknęła głośno, po czym zaniosła się
histerycznym płaczem i wtuliła się w ramię Hanocha. W schowku pod podłogą
leżały rozkładające się ciała dwóch chłopców.
– Kto to jest? – Klonowic zwrócił się do
mężczyzny po hebrajsku.
– To Chafni i Pinchas Riwlin – odparł Adam.
– Nasi podopieczni.
Borowski podniósł się i odczepił od
paska kajdanki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz