piątek, 8 sierpnia 2014

8 - odcinek 2.

Borowski przeszedł pod taśmą z napisem POLICJA. OGLĘDZINY rozpiętą między dwiema ławkami. Natychmiast podszedł do niego mężczyzna w ochronnym kombinezonie nałożonym na garnitur. Zrobił jeszcze jedno zdjęcie miejscu zbrodni i powiedział, nie odrywając wzroku od makabry, którą miał przed sobą:
– Niczego nie dotykaj. Nawet się nie ruszaj. Łatwo zadeptać ślady. Normalna masakra.
Borowski przez lata pracy w policji widział wiele, ale z czymś takim spotykał się po raz pierwszy. Nic dziwnego, że jedynym słowem, jakie mógł z siebie wydobyć, było dosadne przekleństwo.
– Kiedy to się stało? – wydusił w końcu.


– Dosłownie piętnaście minut zanim do ciebie zadzwoniłem.
– Jacyś świadkowie?
– O ile wiem, to nie. Jak tu przyjechaliśmy, w promieniu pięćdziesięciu metrów nie było żywej duszy.
– To kto was wezwał?
– Anonim. Mówię, nikogo tu nie zastaliśmy.
– Co mówił?
– Nie wiem, nie ja z nim rozmawiałem.
– Ktoś przeżył?
– Tylko jeden chłopak. Jest w śpiączce – mężczyzna wskazał ręką sanitariuszy niosących na noszach zakrwawionego młodzieńca. Piotr przyglądał się, jak ładują go do karetki. Migoczące światła syren oślepiały go w zapadającym półmroku. Zmrużył oczy. Nagle spostrzegł stojący za karetką słup.
– Potrzebuję nagrania z tej kamery – powiedział wskazując zamontowane na słupie urządzenie. – I w ogóle ze wszystkich kamer w tym parku.

***

Magda patrzyła, jak dużo starszy od niej mężczyzna w garniturze podaje kelnerowi kartę kredytową.
– Dziękuję – powiedział zapłaciwszy za wystawną kolację dla dwojga.
– To ja dziękuję –odparł kelner, który dostał niebotycznie wysoki napiwek.
– Masz gest, Radek – stwierdziła Magda, gdy kelner oddalił się od stolika.
– To nic takiego – rzekł mężczyzna, z udawaną skromnością spuszczając oczy, gdy chował portfel do wewnętrznej kieszeni marynarki. – Idziemy, skarbie?
Wstali. Podał jej płaszcz i oboje wyszli, uprzejmie żegnani przez jedynego szczerze uśmiechniętego kelnera na sali.
Radek otworzył jej drzwi do samochodu, po czym sam usiadł na skórzanym fotelu kierowcy, przekręcił kluczyk w stacyjce i wciskając nogą pedał pchnął wajchę do przodu, a samochód ruszył łagodnie i powoli.
Zatrzymali się pod domem Magdy.
– Dziękuję za wspaniały wieczór – powiedział mężczyzna.
– To ja ci dziękuję, misiu. Było cudownie – pocałowała go w usta i wysiadając zawołała: – Zadzwoń do mnie! Pa!
Samochód odjechał. Gdy zniknął za rogiem, ktoś wyskoczył zza drzewa i chwycił Magdę od tyłu. Dziewczyna przelękła się, lecz obróciwszy się, zobaczyła znajomą twarz, którą zaczęła namiętnie całować.
– Jak było? – zapytał Tomek, gdy oswobodził się od jej pocałunków.
– Świetnie!
– Oj, bo będę zazdrosny!
– Przestań, głuptasie! – Magda znowu go pocałowała. – Jest jeszcze głupszy niż myślałam. I jeszcze bogatszy.
– Dobrze mi to słyszeć.
– Chodź! – dziewczyna wzięła go za rękę, wpisała kod na domofonie i wciągnęła go na klatkę schodową.

***

Borowski zdjął buty, zgasił światło i rzucił się na łóżko w spodniach i marynarce. Leżał tak przez chwilę, po czym obrócił się na plecy i zauważył siedzącego na fotelu w kącie mężczyznę. Mimo ciemności widział go wyraźnie. Miał siwą potarganą brodę, a ubrany był dziwacznie, trochę jak bezdomny.
– Kim pan jest? Jak pan tu wszedł?
Piotr próbował wstać, lecz nie był w stanie. Uniemożliwiały mu to pasy, którymi był przypięty do łóżka. Spostrzegł nagle, że nie jest w swoim mieszkaniu, lecz w jakimś pomieszczeniu o surowych białych ścianach. Spojrzał na swoje ręce. Umazane krwią palce falowały mu przed oczami. Zaczął się rzucać na łóżku, próbując krzyczeć ledwie słyszalnym głosem. Wtem otworzyły się ciężkie metalowe drzwi i do pokoju wpadło dwóch umięśnionych sanitariuszy i mężczyzna w kitlu. Osiłki trzymały Piotra za ręce i nogi, a ten trzeci nabrał jakiegoś płynu do strzykawki i ukłuł go w ramię.
Obudził się w swoim mieszkaniu, na podłodze, zlany potem. Było już jasno. W pokoju nie było nikogo.

***

– Dario na ciebie czeka – powiedział krótko ostrzyżony chłopak.
Tomek wszedł do małego i ciemnego mieszkania wymagającego remontu. Klepki podłogi poodpadały i walały się w różnych miejscach, tapeta odłaziła ze ścian. Wszystkie rolety w oknach były pozasuwane. Mieszkanie miało dwa pokojem, w jednym stały tylko cztery piętrowe łóżka, a w drugim był aneks kuchenny zaśmiecony pustymi butelkami i pudełkami po pizzy, stół, kilka krzeseł i stary telewizor kineskopowy.
Przy stole inny młodzieniec skręcał rozłożony na części karabin. Obok niego na krześle siedział starszy brodaty mężczyzna ostrzyżony na łyso, palący papierosa.
– Jesteś wreszcie – powiedział widząc wchodzącego Tomka. – Jak idzie zdobywanie funduszy?
– Całkiem dobrze – odrzekł chłopak. – Trzeba jeszcze tylko trochę poczekać.
– Ile?
– Myślę, ze dwa miesiące.
– Dobrze. Może być. Siadaj.
Tomek podsunął sobie krzesło, a Dario wziął pilota ze stołu i włączył telewizor. W wiadomościach mówili o zamachu.
– Słyszałeś o tym?
– Nie.
– Wiesz, kogo przydzielili do tej sprawy?
Chłopak przecząco pokręcił głową.
– Twojego, że tak powiem, teścia. Słuchaj mnie teraz, jeżeli nie aresztują sprawców, zanim my wykonamy swoją robotę, będziemy mogli zwalić całą winę na nich. Dowiedz się, co policja już wie. A poza tym, co jest może jeszcze ważniejsze, dowiedz się, co wie twój szanowny tatuś, słyszysz?
– Tak.
– Masz mnie informować o wszystkim, co od niego usłyszysz, jasne?
– Tak.
– To idź już.

***

Borowski siedział przy biurku pijąc trzecią kawę i przeglądając zdjęcia z miejsca zbrodni, w oczekiwaniu na dostarczenie nagrań z kamer bezpieczeństwa. Ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu.
– Wejść.
– Stary cię woła.
Piotr odstawił kubek, wstał i udał się do gabinetu szefa.
Komendant nie siedział przy biurku, ale stał przy ścianie, jakby o coś oskarżony. Na fotelach obok niego siedziało dwóch mężczyzn, jeden w garniturze, drugi, o ciemnej karnacji, w dżinsach i koszuli.
– Panowie, poznajcie się – powiedział komendant, zupełnie pozbawiony zwykłej dla przełożonych pewności siebie. – Detektyw Borowski, a to kapitan Andrzej Marecki z ABW i pułkownik Uri Klonowic. Z Mosadu.
– Z Mosadu? – zdziwił się Borowski.
– Tak – odparł śniady mężczyzna wstając, by podać Piotrowi rękę. Był widocznie młodszy od kapitana Mareckiego, a znacznie wyprzedzał go stopniem. – Uprzedzając pytanie - mama nauczyła mnie całkiem dobrze mówić po polsku.

– Bardzo mi miło – odpowiedział nadal zdziwiony Borowski.

Następny odcinek

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz