Borowski przeszedł pod taśmą z napisem POLICJA. OGLĘDZINY rozpiętą między
dwiema ławkami. Natychmiast podszedł do niego mężczyzna w ochronnym
kombinezonie nałożonym na garnitur. Zrobił jeszcze jedno zdjęcie miejscu
zbrodni i powiedział, nie odrywając wzroku od makabry, którą miał przed sobą:
– Niczego nie dotykaj. Nawet się nie
ruszaj. Łatwo zadeptać ślady. Normalna masakra.
Borowski przez lata pracy w policji
widział wiele, ale z czymś takim spotykał się po raz pierwszy. Nic dziwnego, że
jedynym słowem, jakie mógł z siebie wydobyć, było dosadne przekleństwo.
– Dosłownie piętnaście minut zanim do
ciebie zadzwoniłem.
– Jacyś świadkowie?
– O ile wiem, to nie. Jak tu
przyjechaliśmy, w promieniu pięćdziesięciu metrów nie było żywej duszy.
– To kto was wezwał?
– Anonim. Mówię, nikogo tu nie
zastaliśmy.
– Co mówił?
– Nie wiem, nie ja z nim rozmawiałem.
– Ktoś przeżył?
– Tylko jeden chłopak. Jest w śpiączce –
mężczyzna wskazał ręką sanitariuszy niosących na noszach zakrwawionego
młodzieńca. Piotr przyglądał się, jak ładują go do karetki. Migoczące światła
syren oślepiały go w zapadającym półmroku. Zmrużył oczy. Nagle spostrzegł
stojący za karetką słup.
– Potrzebuję nagrania z tej kamery –
powiedział wskazując zamontowane na słupie urządzenie. – I w ogóle ze
wszystkich kamer w tym parku.
***
Magda patrzyła, jak dużo starszy od niej
mężczyzna w garniturze podaje kelnerowi kartę kredytową.
– Dziękuję – powiedział zapłaciwszy za
wystawną kolację dla dwojga.
– To ja dziękuję –odparł kelner, który
dostał niebotycznie wysoki napiwek.
– Masz gest, Radek – stwierdziła Magda,
gdy kelner oddalił się od stolika.
– To nic takiego – rzekł mężczyzna, z
udawaną skromnością spuszczając oczy, gdy chował portfel do wewnętrznej
kieszeni marynarki. – Idziemy, skarbie?
Wstali. Podał jej płaszcz i oboje wyszli,
uprzejmie żegnani przez jedynego szczerze uśmiechniętego kelnera na sali.
Radek otworzył jej drzwi do samochodu,
po czym sam usiadł na skórzanym fotelu kierowcy, przekręcił kluczyk w stacyjce i
wciskając nogą pedał pchnął wajchę do przodu, a samochód ruszył łagodnie i
powoli.
Zatrzymali się pod domem Magdy.
– Dziękuję za wspaniały wieczór –
powiedział mężczyzna.
– To ja ci dziękuję, misiu. Było
cudownie – pocałowała go w usta i wysiadając zawołała: – Zadzwoń do mnie! Pa!
Samochód odjechał. Gdy zniknął za
rogiem, ktoś wyskoczył zza drzewa i chwycił Magdę od tyłu. Dziewczyna przelękła
się, lecz obróciwszy się, zobaczyła znajomą twarz, którą zaczęła namiętnie
całować.
– Jak było? – zapytał Tomek, gdy
oswobodził się od jej pocałunków.
– Świetnie!
– Oj, bo będę zazdrosny!
– Przestań, głuptasie! – Magda znowu go
pocałowała. – Jest jeszcze głupszy niż myślałam. I jeszcze bogatszy.
– Dobrze mi to słyszeć.
– Chodź! – dziewczyna wzięła go za rękę,
wpisała kod na domofonie i wciągnęła go na klatkę schodową.
***
Borowski zdjął buty, zgasił światło i
rzucił się na łóżko w spodniach i marynarce. Leżał tak przez chwilę, po czym
obrócił się na plecy i zauważył siedzącego na fotelu w kącie mężczyznę. Mimo
ciemności widział go wyraźnie. Miał siwą potarganą brodę, a ubrany był
dziwacznie, trochę jak bezdomny.
– Kim pan jest? Jak pan tu wszedł?
Piotr próbował wstać, lecz nie był w
stanie. Uniemożliwiały mu to pasy, którymi był przypięty do łóżka. Spostrzegł
nagle, że nie jest w swoim mieszkaniu, lecz w jakimś pomieszczeniu o surowych
białych ścianach. Spojrzał na swoje ręce. Umazane krwią palce falowały mu przed
oczami. Zaczął się rzucać na łóżku, próbując krzyczeć ledwie słyszalnym głosem.
Wtem otworzyły się ciężkie metalowe drzwi i do pokoju wpadło dwóch umięśnionych
sanitariuszy i mężczyzna w kitlu. Osiłki trzymały Piotra za ręce i nogi, a ten
trzeci nabrał jakiegoś płynu do strzykawki i ukłuł go w ramię.
Obudził się w swoim mieszkaniu, na
podłodze, zlany potem. Było już jasno. W pokoju nie było nikogo.
***
– Dario na ciebie czeka – powiedział
krótko ostrzyżony chłopak.
Tomek wszedł do małego i ciemnego
mieszkania wymagającego remontu. Klepki podłogi poodpadały i walały się w
różnych miejscach, tapeta odłaziła ze ścian. Wszystkie rolety w oknach były
pozasuwane. Mieszkanie miało dwa pokojem, w jednym stały tylko cztery piętrowe
łóżka, a w drugim był aneks kuchenny zaśmiecony pustymi butelkami i pudełkami
po pizzy, stół, kilka krzeseł i stary telewizor kineskopowy.
Przy stole inny młodzieniec skręcał
rozłożony na części karabin. Obok niego na krześle siedział starszy brodaty
mężczyzna ostrzyżony na łyso, palący papierosa.
– Jesteś wreszcie – powiedział widząc
wchodzącego Tomka. – Jak idzie zdobywanie funduszy?
– Całkiem dobrze – odrzekł chłopak. –
Trzeba jeszcze tylko trochę poczekać.
– Ile?
– Myślę, ze dwa miesiące.
– Dobrze. Może być. Siadaj.
Tomek podsunął sobie krzesło, a Dario
wziął pilota ze stołu i włączył telewizor. W wiadomościach mówili o zamachu.
– Słyszałeś o tym?
– Nie.
– Wiesz, kogo przydzielili do tej
sprawy?
Chłopak przecząco pokręcił głową.
– Twojego, że tak powiem, teścia.
Słuchaj mnie teraz, jeżeli nie aresztują sprawców, zanim my wykonamy swoją
robotę, będziemy mogli zwalić całą winę na nich. Dowiedz się, co policja już
wie. A poza tym, co jest może jeszcze ważniejsze, dowiedz się, co wie twój
szanowny tatuś, słyszysz?
– Tak.
– Masz mnie informować o wszystkim, co
od niego usłyszysz, jasne?
– Tak.
– To idź już.
***
Borowski siedział przy biurku pijąc
trzecią kawę i przeglądając zdjęcia z miejsca zbrodni, w oczekiwaniu na
dostarczenie nagrań z kamer bezpieczeństwa. Ktoś zapukał do drzwi jego
gabinetu.
– Wejść.
– Stary cię woła.
Piotr odstawił kubek, wstał i udał się
do gabinetu szefa.
Komendant nie siedział przy biurku, ale
stał przy ścianie, jakby o coś oskarżony. Na fotelach obok niego siedziało
dwóch mężczyzn, jeden w garniturze, drugi, o ciemnej karnacji, w dżinsach i
koszuli.
– Panowie, poznajcie się – powiedział
komendant, zupełnie pozbawiony zwykłej dla przełożonych pewności siebie. –
Detektyw Borowski, a to kapitan Andrzej Marecki z ABW i pułkownik Uri Klonowic.
Z Mosadu.
– Z Mosadu? – zdziwił się Borowski.
– Tak – odparł śniady mężczyzna wstając,
by podać Piotrowi rękę. Był widocznie młodszy od kapitana Mareckiego, a
znacznie wyprzedzał go stopniem. – Uprzedzając pytanie - mama nauczyła mnie
całkiem dobrze mówić po polsku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz