Borowski ubrany w szlafrok stał oparty o
parapet i palił papierosa. Po czterech latach powrócił do nałogu. Teraz gapił
się tępo na boisko szkolne pod swoim oknem, na którym odbywała się lekcja WF-u.
Nagle zadzwonił jego telefon.
– Borowski, słucham.
– To ja, Klonowic – odezwał się głos w
słuchawce. – Jestem już na komisariacie.
– Zaraz tam będę.
– Nie ma pośpiechu. Opowiem panu przez
telefon. Technicy przeanalizowali jeszcze raz nagrania. Na plac weszli
czterdzieści cztery dzieci i ochroniarz. Byli tam cały czas w trakcie
strzelaniny. Ale potem, na placu zostało trzydzieści siedem ciał. Od
dwudziestej pierwszej szesnaście, kiedy zaczęła się strzelanina, do dwudziestej
pierwszej dwadzieścia dziewięć, kiedy przyjechała policja, nie działo się
zupełnie nic.
– Jak to możliwe?
– Nie mam pojęcia.
– A co z tym chłopcem w szpitalu?
– Stabilny, ale jeszcze nie obudził się.
A, i udało mi się ustalić nazwiska opiekunów. Było ich trzy, dwie kobiety i
jeden mężczyzna.
– Dziękuję panu. Niedługo będę na
komisariacie.
– Zaczekam. Do zobaczenia.
– Do widzenia – w momencie, gdy Piotr
przerwał rozmowę, zadzwonił dzwonek do drzwi. Poszedł otworzyć.
– Dzień dobry panu – powiedział Marecki.
– Mogę wejść?
– Dzień dobry, proszę.
Marecki wszedł i usiadł na krześle przy
stole, na którym stały brudne naczynia po śniadaniu. Widząc, że Borowski pali
papierosa, nie krępował się zapalić również.
– W czym mogę panu pomóc? – zapytał
Piotr podstawiając gościowi popielniczkę.
– Chciałbym raczej, żebyśmy wzajemnie
sobie pomagali.
– Przepraszam, nie rozumiem.
– Z pewnością rozumie pan, że sytuacja,
w której obcy agent uczestniczy w śledztwie polskiej policji, może być,
powiedzmy, niekorzystna z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa.
– Jestem w stanie to sobie wyobrazić.
– No właśnie.
– Czego więc pan ode mnie oczekuje? –
zapytał detektyw najgrzeczniej, jak tylko mógł. – Stary ubeku – dodał w
myślach.
– Chciałbym tylko, żeby trzymał go pan,
w miarę możliwości, na dystans.
– To może być trudne.
– Dlaczego?
– Z jakiegoś powodu pan Klonowic ma
lepszy dostęp do informacji niż ja.
– Ach tak… No cóż, postaram się tym
zająć. Dziękuję panu – powiedział Marecki gasząc papierosa. Pożegnał się i
wyszedł.
***
Tomek szedł właśnie na spotkanie z
Magdą. Głowę zaprzątały mu myśli o jej podstarzałym kochanku, który miał
zapewnić im obydwojgu bogactwo.
– E, Tomek, mordo!
Przy trzepaku stało dwóch ostrzyżonych
na łyso chłopaków, jeden niski i krępy, drugi wysoki i chudy. Wyglądali jak komediowa
para.
– Cześć, chłopaki – przywitał się Tomek.
– Siema, mordeczko.
Podali sobie ręce w jakiś swój tajemny
sposób.
– Dario o ciebie pytał – powiedział ten
niski.
– Znowu? Stary, mówiłem mu, dwa
miesiące…
– Nie o to biega, Tomciu. Chodzi o tych
Mosków. Gadałeś ze starym?
– Nie, jeszcze się z nim nie widziałem.
Nie ma go w domu cały czas.
– To lepiej załatw to szybko, bo Dario
się wkurwi. Dostał jakiegoś pierdolca na tym punkcie.
– Dobra, spoko. Powiedz mu, że pogadam z
nim dzisiaj.
– No dla mnie sponczi, stary - niski
potarł nos palcem i trącił wysokiego łokciem. – Suchy, daj blanta, zajaramy
sobie.
– Nie, chłopaki, śpieszę się do Magdy –
powiedział Tomek.
– No kurwa, Tomek, z kolegami nie
zajarasz? – oburzył się Suchy, wyciągając skręta z kieszeni bluzy. – Dupera ci
nie ucieknie. Masz, Szyja, rozpalaj – podał skręta niskiemu.
– Ale tutaj? – Tomek nadal nie był
przekonany.
– Kurwa, mordo, nie peniaj – żachnął się
Szyja. – Nikogo tu nie ma – zaciągnął
się i podał skręta Tomkowi.
Chłopak wahał się przez chwilę, stojąc z
rękami w kieszeniach i patrząc na żarzącą się końcówkę.
– Dzisiaj, kurwa, dzisiaj – pośpieszył
go Suchy, który czekał na swoją kolej.
Młodzieniec zdecydował się w końcu. Gdy
tylko wydmuchnął dym z ust, usłyszał za sobą wściekły głos:
– Tomek! Co ty tu robisz, gówniarzu?
Za nim stał jego ojciec, Andrzej
Marecki.
– Tata? Skąd ty tutaj?
– Nie twój interes! Co robisz, pytam
się!
– Te, mordo, co to za lamus? – zapytał
Suchy przejąwszy skręta od kolegi.
– Nie pozwalaj sobie, gnojku! – zdenerwował
się Marecki.
– Nie spinaj się tak, dziadku –
uspokajał go Szyja. – Chcesz lolka?
– Tomek, idziemy!
– E, no kurwa, stary, nie widzisz, że
rozmawiamy? – Szyja naprężył się, jakby chciał wydać się większym.
– Chłopaki, uspokójcie się – szepnął
czerwony ze wstydu Tomek.
– Co uspokójcie? – Szyja był już gotowy
do walki. – Ja proszę tylko o trochę kultury. Wiesz, z kim tańczysz, frajerze?
Wiesz, z kim tańczysz, krawaciarzu? Wyjebać ci bombę na ryj?
Szyja zamachnął się ręką. Nawet nie
zorientował się, co się dzieje, gdy nagle poczuł ból w barku i wyrżnął szczęką
o zimny trzepak. Marecki, któremu na czoło wyszła pulsująca żyła grożąca
wylewem, z wściekłością wyjął pistolet i przyłożył go krępemu chłopakowi do
czoła.
– A ty wiesz, z kim tańczysz? Wiesz, z
kim tańczysz, gnoju? – krzyczał, podczas gdy Szyja z płaczem błagał go o
litość, Suchy łapał się za głowę powtarzając "O kurwa, o kurwa!", a
Tomek stał zażenowany.
Agent ABW puścił jęczącego chłopaka,
złapał syna za rękę i zaprowadził go do samochodu.
Sięgnął do schowka po leki na
uspokojenie i zażył kilka tabletek.
– Dzięki, tato – powiedział Tomek
patrząc w okno z obrażoną miną.
– Nie, to ja ci dziękuję, synu – odrzekł
Marecki.
Młodzieńcowi zawibrował w kieszeni
telefon.
– Możesz mnie zawieźć pod dom Magdy?
– Nieee, chłopcze, ty już nigdzie
dzisiaj nie wychodzisz – wciąż jeszcze czerwony na twarzy ojciec wrzucił
jedynkę i odjechał.
***
Borowski przyjechał na komisariat. W
swoim gabinecie zastał Klonowica rozmawiającego przez telefon.
– Ani
ohew otach. Baj – Uri rozłączył się, spostrzegłszy wchodzącego Piotra. –
Sekretarka mnie wpuściła.
Detektyw nic nie odpowiedział.
– Przyszły wstępne wyniki sekcji –
zaczął agent. - Strzelano z siedem różnych rodzajów broni.
– Ach tak – Borowskiemu nie podobało
się, że jego partner dowiaduje się o wszystkim pierwszy. Dodatkowo rozzłościł
się, gdy przypomniał sobie słowa Mareckiego, do którego od początku był źle
nastawiony. Niczego jednak nie dał po sobie poznać.
– A co z tymi opiekunami? – zapytał w
końcu.
– Zdobyłem ich numery telefonów, ale
oczywiście nie odbierają. Rozmawiałem ze żoną dodał, jakby się
usprawiedliwiając.
Borowski usiadł przy biurku naprzeciwko
Klonowica. Przez chwilę milczeli.
– Jaki jest plan na dzisiaj? – przerwał
ciszę Uri. Tym pytaniem chciał sprawić, by detektyw poczuł, że ma na cokolwiek
wpływ.
– Obejrzymy sobie dokładnie ten park.
Wszystkie ścieżki i alejki, możliwe kryjówki.
– Bardzo dobry pomysł – stwierdził agent
Mosadu, natychmiast wstając. – To chodźmy.
Piotr wstał dopiero po chwili. Otworzył drzwi,
puścił towarzysza przodem, poczym wyszedł za nim.
Następny odcinek
Następny odcinek
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz