piątek, 15 sierpnia 2014

8 - odcinek 3.


Wiatr ustał. Z piasku wyłoniła się para złocistych szczypiec. Za nimi wygrzebał się pokryty chitynowym pancerzem tułów i zakończony kolcem ogon. Skorpion zaczął przemierzać pustynię poruszając na przemian odnóżami. Dotarł do suchego, ciernistego krzewu i zatrzymał się. Czekał w bezruchu.
W pobliżu rozbrzmiewał regularny, ledwie słyszalny dźwięk ziarenek piasku osuwających się spod maleńkich łapek. Samotny myszoskoczek kicał z miejsca na miejsce poszukując pożywienia. Gryzoń zatrzymał się przy krzewie. Jego pyszczek i wibryssy poruszały się niespokojnie.
Nagrzane powietrze zawibrowało od szybkiego, niemal niedostrzegalnego ruchu. Żądło ugodziło myszoskoczka, który natychmiast odskoczył. Próbował uciec, jednak po kilku skokach jego nogi zesztywniały i zwierzę upadło na ukłuty bok. Przerażone i bezbronne patrzyło, jak drapieżnik zbliża się powoli przebierając odnóżami, bez pośpiechu.
Skorpion chwycił ofiarę w szczypce i zaczął ją pożerać. 




***


Borowskiemu zaproponowano, by usiadł na trzecim fotelu, co też uczynił. Komendant zaś usadowił się za biurkiem.
– Mam nadzieję, że nie dziwi pana moja obecność tutaj – zaczął Klonowic. Mówił po polsku płynnie, lecz z wyraźnym obcym akcentem. – Zamach terrorystyczny na młodzież to dla mojego kraju sprawa najwyższej wagi.
– Całkowicie to rozumiem – odparł detektyw. – Ale czego pan od nas oczekuje? Chce pan nadzorować śledztwo?
– Nadzorować?
– To znaczy - kierować – wyjaśnił Marecki.
– Aaa! Nie, tak bym tego nie określił. Widzę siebie bardziej jako - jak się mówi? - wspólnika pana.
– Wspólnika? – zdziwił się tym razem Borowski.
– Mam na myśli kogoś, kto prowadzi śledztwo razem z panem.
– Tak, wiem, ale jak pan to sobie wyobraża?
– Normalnie. Będziemy partnerami. Pan jest detektywem i ja też będę detektyw.
– A jaka jest pana rola? – Piotr zwrócił się do agenta ABW.
– Ja tylko troszczę się o to, by panu Klonowicowi niczego nie brakowało. Nie będę w żadnym wypadku panom przeszkadzał.
– Ach tak – Borowski już wiedział, że z Mareckim będą kłopoty.
– Skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy – odezwał się Uri po krótkiej ciszy. – Chciałbym obejrzeć z panem nagrania z kamer bezpieczeństwa. Słyszałem, że macie je?
– Tak. Powinny już być gotowe.
– Więc chodźmy.
Klonowic i Borowski wstali, pożegnali się z komendantem oraz z Mareckim, który z jakiegoś powodu jeszcze został w gabinecie, i wyszli.


***


Zbliżało się już południe, gdy Magda się obudziła. Otworzyła oczy i natychmiast je zmrużyła, gdyż raziło ją światło wpadające przez szczeliny w żaluzjach. Niewyraźna czerwona plama widoczna w kącie pokoju dopiero po przetarciu oczu okazała się elegancką sukienką, niedbale rzuconą na krzesło.
Dziewczyna podrapała się po jasnej, rozczochranej głowie, wstała z łóżka i wyszła z pokoju. W salonie siedziała już jej matka, od rana oglądająca telewizję. Nastolatka spostrzegła leżący na stole bukiet czerwonych róż.
– Co to? – zapytała.
– To dla ciebie – odpowiedział Anna.
Magda przeczytała liścik przy kwiatach, po czym rzuciła je z powrotem na stół.
– Wstaw do wody – powiedziała matka.
– Później.
Córka usiadła obok niej na kanapie.
– Nie wybierasz się dzisiaj do szkoły?
– Nie chce mi się. Mam same głupie lekcje. Gdzie jest mój telefon?
Jak na zawołanie na stoliku obok Anny zawibrowała komórka. Kobieta sięgnęła po telefon i podała go córce. Niby przypadkowo spojrzała na wyświetlacz. SMS od Tomka. Dziewczyna odczytała wiadomość i uśmiechnęła się.  


***


– Zanim zaczniemy, chcę wiedzieć, co pan wie o sprawie.
– Wiem tylko tyle, co pan – odparł Klonowic. – Że zginęło trzydzieścioro pięcioro dzieci i ochroniarz. Ośmioro dzieci zaginęło bez śladu. Jeden chłopiec przeżył i jest teraz w śpiączce. Nie było żadnych świadków, a policję powiadomił anonim, który zadzwonił o dwudziestej pierwszej czternaście. Powiedział: "Zamordowali ich pod fontanną", podał adres i rozłączył się.
– Widzi pan, tego ostatniego akurat nie wiedziałem.
– Naprawdę? – zdziwił się Uri. – Cóż…
– No dobrze, obejrzyjmy to nagranie – powiedział Borowski siadając przed ekranem obok agenta Mosadu. – Najpierw kamera przy fontannie.
Zaczęli oglądać zapis z kamery od godziny dwudziestej pierwszej. Obraz obejmował prawie cały placyk wokół fontanny - niestety, dwie ławki znajdowały się w martwym punkcie. Na placu nie było nikogo oprócz gołębi i wróbli. Przez kilkanaście minut nie działo się zupełnie nic. Można by pomyśleć, że odtwarzacz się zaciął, gdyby nie drepczące ptaki i woda tryskająca z fontanny.
W końcu pojawiła się spora grupa młodzieży.
– Zastanawia mnie – odezwał się Borowski nie odrywając wzroku od ekranu. – Dlaczego niebyło z nimi żadnego wychowawcy?
– Mnie też to zastanawia – odrzekł Klonowic.
Nagle z głośnika rozległ się strzał. Potem kolejny i jeszcze kilka następnych. Potem długa seria z karabinu maszynowego.
Twarz Borowskiego zastygła, a po chwili zaczęła jednocześnie blednąć i wykrzywiać się w grymasie pełnym obrzydzenia dla masakry, jaką oglądał. Agent Mosadu siedział niewzruszony, a przynajmniej tak by się mogło wydawać.
Odgłosy wystrzałów ucichły. Strzelec, czy może raczej strzelcy, stali w miejscu, którego nie obejmowało oko kamery.
– Zaraz, zaraz – powiedział Uri. – Czy może pan przewinąć do momentu, jak te dzieciaki weszły na plac?
Klonowic przysunął się bliżej ekranu. Borowski przewinął do wskazanego miejsca.
– Niech pan spojrzy – Izraelczyk wskazał róg ekranu, gdzie wyświetlała się data i godzina. – Dwudziesta pierwsza szesnaście. Dwie minuty po zgłoszeniu.
– Cholera, faktycznie… Co tu jest grane?
– Czy na którymś z tych nagrań widać miejsce, z którego strzelano?
– Obawiam się, że nie.
– Niech pan pokaże następne.
Piotr zmienił płytę.
Obraz z kamery przedstawiał alejkę wiodącą do fontanny. O dwudziestej pierwszej piętnaście przeszedł nią szybkim krokiem mężczyzna w średnim wieku ubrany w garnitur.
– Szedł w stronę fontanny – zauważył Borowski. – I zniknął?
– Mamy podejrzanego. Następne.
Bezpański pies wygrzebywał coś ze sterty śmieci. Wyciągnął jakąś nadgniłą kanapkę i zaczął ją jeść. Nagle odwrócił się, najeżył i uciekł z podkulonym ogonem.
– Ciekawe, co go tak przestraszyło. Która to godzina?
– Dwudziesta pierwsza trzynaście.
– Okej. Następne.
Na ławce spał brodaty bezdomny. Był dziwacznie ubrany, w kapelusz i kolorowy dres. O dwudziestej czternaście wstał i poszedł w stronę fontanny.
– Kolejny - zniknął – zauważył Klonowic.
– Chwileczkę – Borowski poczuł uderzenie gorąca, od którego kropelki potu wystąpiły mu na czoło. - Widziałem już tego człowieka!
– Gdzie?
– We śnie!
– Zna go pan?
– Nie, nigdy w życiu go nie widziałem! tylko… w tym śnie…

Następny odcinek

2 komentarze: